|
|
WIARA I NADZIEJA
Subtelna różnica między wiarą i nadzieją czyni oba stany niewiarygodnie różnymi.
Wiara w coś dobrego - a nadzieja na coś dobrego. Już na ucho słychać tą drobną różnicę.
Nie trać nadziei, miej nadzieję, wszystko będzie dobrze... brzmi pocieszająco. Ale tylko pocieszająco! Słychać w tym wskazówkę: czekaj na odmianę losu, nie musisz się obawiać - sprawy i tak się ułożą.
Nadzieja to powód żeby przetrwać.
Nie warto oddawać się nadziei jeśli można mieć wiarę!
Wiara to powód żeby walczyć. Nawet jeśli zrządzenia losu układają się niepomyślnie - tam gdzie nadzieja dawno by umarła - wiara pozwala ciągle się przeciwstawiać.
Motto: „nie trać nadziei” trzeba zastąpić przez: „Wierz i walcz!”.
Nie ma co czekać, aż sprawy same się poukładają – może się ułożą, a może nie... Nadzieja jest pocieszeniem, a wiara jest wezwaniem.
Łatwiej jest dawać nadzieję niż wiarę.
Do nadziei wystarczy roztoczyć lepsze wizje, pobudzić złudzenia, obiecać wsparcie - dużo to nie kosztuje, a jest poczucie, że komuś można było pomóc. I rzeczywiście świat wydaje się wyglądać lepiej. Ale tak naprawdę świat wciąż jest taki sam. Więc po kolejnym niepowodzeniu nadzieja skończy się prawdopodobnie rozpaczą.
Żeby komuś dać wiarę to jest wyczyn! Bo człowiek bez wiary i nadziei jest bezgranicznie słaby. A tu trzeba takiemu powiedzieć, że świat wokół niego sam się nie zmieni. Że trzeba wysiłku z jego strony. Nie wystarczy obiecać wsparcie - trzeba autentycznie wesprzeć i to mocno. Trzeba przygotować siebie i jego na niepowodzenia. Nie można skończyć na paru słowach pocieszenia i pójść do domu.
Rozbudzanie nadziei jest najtańszym sposobem pomocy. Jasne, że lepiej tak niż wcale. Ale dobrze, żeby istniała świadomość, że to naprawdę proteza pomocy.
Nadzieję i wiarę można też dawać sobie samemu. I wiara ma zdecydowaną przewagę nad nadzieją. Można sobie wmawiać, że wszystko będzie dobrze i jakoś żyć, ale można też się przygotować na większy wysiłek z wiarą w sens tego wysiłku - z wszelkimi niepowodzeniami po drodze.
Jak odróżnić wiarę od nadziei?
Nadzieja potrzebuje światełka w tunelu. Dopóki światełka się palą jest wola działania. Dopóki majaczy jakiś jaśniejszy cel. Kiedy światełka gasną pojawia się rozpacz.
Wiara sama jest światełkiem. Z wiarą można się poruszać nawet w całkowitej ciemności. Dopóki jest wiara dopóty jest kierunek i chęć.
Sam osobiście uleganie nadziei uważam za szkodliwe. To proteza wiary. Proteza, która zawiedzie w chwili próby.
P.S. Wcale nie mam na myśli wiary w sensie religijnym. (chociaż ta też może pełnić te funkcje)
|
|
|
|
|




|
|
| |
można się nie zgodzić:
podpis: niewdziosek
Nadzieja jest więc taką krótkoterminową odmianą wiary, weryfikowaną przez rozum - światełko przygasa, a więc rozum dyktuje rezygnację z dążenia. Wiara natomiast pcha do przodu uparcie, czasem zgodnie z rozumem, a czasem jemu wbrew. Sztuką jest wybrać sobie taką wiarę, która może doprowadzić do rzeczy wielkich. Tylko czym się wtedy kierować - tym sceptycznym rozumem? - czy też po prostu dać się ponieść uczuciom? Wiara chyba musi sama nas wybrać - ale wtedy skutki niepewne. I unosimy się na tej wzburzonej fali, popychani przez przeznaczenie, czy też ruchy Browna...
podpis: S.
e_mail: cepelin@aster.pl
Mmmm... poezja.
podpis: K.R.-t.
e_mail: poprostu.rysiu@gmail.com
ostatecznie nadzieja to cel, wiara-kierunek. Wiara zakłada możliwość przeciwności ale jest pewna, że do czegoś doprowadzi, nadzieja załamuje się pod przeciwnościami bo sama w sobie zakłada, że może być błędna.
Wiara może nie mieć podstaw (kierunek ogólny)- w tym problem, jak wzbudzić coś w kimś/w sobie bez podstaw?
Nadzieja zazwyczaj jakieś podstawy ma, fikcyjne, czy nie, ale ma.
Łatwiej chyba sobie wyobrazić wiarę na zaistnienie nadziei(obrać kierunek do osiągnięcia celu), niż nadzieję na zaistnienie wiary. Nadzieja jest bardziej namacalna, jednak naznaczona niepewnością. Wiara może dotyczyć spraw ogólnych i w przeciwieństwie do nadziei zakłada osiągnięcie czegoś, być może bliżej nie określonego, ale jednak oznacza swego rodzaju pewność.
podpis: N.
e_mail: natusiek[at]gmail.com
Zgadzam się co do wiary, nie zgadzam się co do nadziei. Przynajmniej częściowo. Owszem, lepiej wierzyć niż mieć nadzieję. Ale nadzieja CZASEM się przydaje. Nie jest łatwo mieć wiarę, ale jeśli się ma na początku chociaż nadzieję, to jest odrobinę lżej iść dalej do celu i nie poddać się. No i czasem bywa tak, że po zrobieniu tych kilku kroków naprzód na napędzie nadziei, przychodzi wiara. Tak więc niekiedy nadzieja działa bardziej jak rozrusznik wiary niż jak jej proteza.
podpis: S.
Już miałem się nie zgodzić - ale sam się przyłapałem na sprzeczności. Niechże więc zostanie rozrusznik. Natomiast żeby precyzyjnie się wyrazić będę musiał napisać nową rozprawkę: wiara, nadzieja i stan buntu - gdzie będę przekonywał, że czasem warto odrzucić nadzieję.
podpis: Michok
e-mail: kkielp@wp.pl
Wiarę z nadzieją może połączyć tylko miłość, wszak Amor vincit omnia - czy ciemno, czy jasno, czy w górę czy w dół -miłość to opakowanie do tunelu i światełek - więc nie ma strachu, bo wychodzi na to, że tunel to złuda a światełka potrzebne są po to, żeby rozproszyć tę złudę, żeby na końcu się okazało, że nie ma żadnego tunelu tylko nieskończona jasna przestrzeń, czy coś takiego.
e-mail: raraam
wiara i nadzieja (niekoniecznie wiara religijna)dobrze, jeśli są nierozłączne. Zazwyczaj występują wspólnie. Nadzieja czasami wyprzedza wiarę - i dobrze, bo czasami, może być tak źle, że nadzieja podtrzymuje wiarę, kiedy przychodzi zwątpienie. Nadzieja nie jest "matką głupich", świadczy o męstwie, bo kiedy wszystko się wali, nie poddajemy się i wbrew wszystkim i wszystkiemu idziemy dalej, wierząc w swoją ideę i mając nadzieję, że damy radę. A tak w ogóle, to miłość jest najważniejsza- mam tu na myśli nie to, co zwykle nazywamy miłością,lecz miłość duchowego dawcy, który pomimo zaprzeczeń, cynizmu, ciosów idzie dalej, wierząc w miłość, życzliwość i dając innym siebie pomimo wszystko. Jeśli będę mieć szczęście ofiarowania komuś swojej pomocy, jeśli komuś dam radość, to mnie jej nie ubędzie, nie będę mieć jej mniej. Przypomniały mi się słowa św. Pawła, które lubię sobie przypomnieć, zwłaszcza po ostatnim ciosie- choć byś posiadł wiedzę i mądrość całą i władał wszystkimi językami świata, a miłości byś nie miał byłbyś jak cymbał.. itd. (chyba jakoś tak to było). Nie chcę być cymbałem. Aha, moja wiara i nadzieja czasem wiąże się także z buntem, protestem, niezgodą. R.
podpis: mondehoof
e-mail: ...
Fakt, nadzieja i wiara są do siebie podobne. Obie odnoszą się do czegoś, czego NIE MA. Tak, taka jest definicja antyczna: wierzę w coś, czyli zakładam istnienie czegoś, czego nie mogę udowodnić. Nie można wierzyć w bakterie czy holokaust. One po prostu są. Pojęciem w pewnym sensie przeciwnym wobec tych dwóch jest MIŁOŚĆ (jak w Hymnie z 1. Kor). O, i tu jest miejsce na uczepienie się czegoś, co da nam definicję miłości, bo jeżeli odnosi się do czegoś co JEST, to nie może być uczuciem. Powoli wyłania się desygnat. Teraz wróć do pierwszego rozdziału Ks. Rodz. Nawiasem mówiąc: wara pochodzi od wierności, a wierność jako termin biblijny (hebr. emeth) to po prostu \'stałość\', \'niezmienność\'. Nie: wierzenie w coś, lecz wierność czemuś. A to zmienia postać rzeczy. Taką wiarę mogę przyjąć. Za mrzonki dziękuję. Taka wiara powraca w Biblii, gdy mówi się, że Bóg jest pełny wiary i miłości (emeth i hesed). Hesed - piękne słowo, jak sądzę, ono jedno odpowiada sensowi MIŁOŚCI - niestety w nim nie ma żadnych motylków w brzuchu. Co za pech. |
|
|
| |